W każdym razie - po raz kolejny po lekturze dwóch książek Sándora Márai (o tej, i tej też) - miałem wrażenie kompletnej nieprzystawalności kulturowej.
Odraza to książka o młodej dziewczynie z węgierskiej prowincji, o ile dobrze rozpoznałem, przełomu XIX i XX wieku, która to dziewczyna wychodzi za mąż za zakochanego w niej młodzieńca, "najlepszą partię we wsi", ale życie im się nie układa, bo ona jest stworzona do innego życia, a myśl o zniewoleniu, jakim jest pożycie fizyczne, napełnia ją nieprzebraną odrazą.
Biedny Sanyi na swoje nieszczęście na taką duszę trafił. Odkrycie na balu, które uważał za triumf swojej bystrości, stało się w istocie jego zrękowinami ze śmiercią.
[s. 413]
- podsumowuje sama główna bohaterka (narracja pierwszoosobowa przez całą książkę) na 413., przedostatniej stronie. A ja mogę tylko mruknąć: aha. Jakbym wiedział na początku, to bym sobie oszczędził kilku godzin z życia wyjętych.
1 komentarz:
Moje doświadczenie z "Odrazą" jest kompletnie odmienne. To chyba najlepsza książka, jaką zdarzyło mi się czytać od paru dobrych miesięcy. Jeśli kogoś to interesuje zapraszam do rzucenia okiem na moją krótką recenzję książki Nemetha.
Prześlij komentarz