Buhaha. Buhahahhaha. A potem jeszcze raz hue hue hue.
Prześmieszny film. Poczytałem sobie potem trochę internetu ale w końcu nie wiem, czy ten cały Thierry Guetta to jest wymysł Banksy'ego czy nie, czy to jest jego świadoma (współ)kreacja czy nie. Ale tak czy nie, sytuacja jest przezabawna. I sama postać też, zwłaszcza jej niesamowite wysiłki językowe - te próby plastycznych opisów zasługują na upamiętnienie:
Banksy, he was like... he was all like... he was like... he was like... like... I liked him very much.
No. I ironiczne podsumowania Banksy'ego, Fairey'a i Invadera - 10 punktów z plusem. A sam tytuł to punkt dodatkowy :)
Tylko nie do końca wiem, czy nie jest ten film nieco zbyt hermetyczny. Ja ze streetartem mam wspólnego tyle, że coś słyszałem, coś widziałem, mam kolegę, który się taką aktywnością para. I mi ten film w żaden sposób nie przybliżył całej idei, społeczności, whatever. Owszem, pokazał mi wiele rzeczy, których nie znałem, ale samego konceptu jakoś mi nie naświetlił lepiej, co wiedziałem to wiem, co myślałem to myślę. Jeśli jednym z zamierzeń reżyserskich było zbliżenie ludzi, którym ten świat jest całkiem obcy, do postrzegania streetartu jako formy sztuki, czy - nie używając wielkich słów - choćby formy pozytywnej i niegroźnej aktywności, to obawiam się, że mogło się nie udać. Ale jeśli takiego zamierzenia nie było, to film perfekcja.
A jako PS refleksja, że to jeden z tych filmów, dla których lekko archaiczne kino Muranów zostało wprost stworzone.
Technikalia: http://www.filmweb.pl/film/Wyj%C5%9Bcie+przez+sklep+z+pami%C4%85tkami-2010-559694
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz