Stefan mi polecił film i powiedział mniej więcej, tak, że najlepsze w nim jest to, że tak naprawdę nie możesz oglądając powiedzieć, który z nich [Kruszyński czy Szelestowski] ma rację - obaj ją mają tak samo.
I ja się w zasadzie zgadzam, przez prawie cały czas, aż do zakończenia. Bo w zakończeniu, kiedy Szelestowski udaje śmierć po to, aby zmusić Kruszyńskiego do okazania emocji, do pokazania słabości, ja myślę, że to już nie są barwy ochronne, to jest już identyfikacja. On się już z tym skurwysynem, którym jest na codzień, utożsamił, już nim żyje także poza uczelnią.
Bo na uczelni, to faktycznie - to jest strategia. Może lepsza, może gorsza, może tylko taka strategia pozwala(ła) człowiekowi nauki spokojnie uprawiać tę naukę. Ale poza nią - no nie, tu jednak jakaś moralność powinna obowiązywać.
Nieładnie, docencie Szelestowski, nieładnie.
Tak sobie myślałem, aż do teraz, bo teraz chciałem wkleić tradycyjnie link do filmweba i przeczytałem przy okazji, że jest to klasyk kina moralnego niepokoju i przenikliwa analiza konformizmu polskiej inteligencji.
Aha. No dobrze, to ja w zasadzie powinienem chyba dać podtytuł "czyli jak nieznajomość historii polskiej kinematografii zmieniła mi odbiór filmu", przeprosić i iść do domu, bo jak rozumiem czarny i biały były w tym filmie oznaczone i rozdzielone wprost.
Ale mogę też iść w zaparte i powiedzieć, że granice niemoralnego konformizmu się przez ostatnie trzydzieści lat chyba nieco przesunęły i film się zestarzał niezgodnie z zamysłem twórcy. Taki będę niepokorny, a co.
Technikalia: http://www.filmweb.pl/film/Barwy+ochronne-1976-1135#
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz