Berbelek zapalił tytońca. Oparty o framugę okna, strzepywał popiół na zewnątrz, na ośnieżony dach.
- Strategos wie - rzekł powoli - iż najlepsze plany to te, które nie wymagają od wykorzystywanych w nich ludzi postępowania wbrew ich naturze, lecz właśnie w zgodzie z nią; tym bardziej wie to kratistos. Najtrudniej przejrzeć oszustwo zbudowane z tysiąca drobnych prawd, gdzie fałsz istnieje wyłącznie w sposobie ich złożenia, w umyśle strategosa. Zawsze lepiej użyć do osiągnięcia danego celu przedmiot po to właśnie istniejący, aniżeli inny, wbrew jego przeznaczeniu. Nóż, by przeciąć, powróć, by związać, Babuczkina, by zdradził.
[s. 544]
Jestem bardziej niż pod wrażeniem, choć zrozumiałem chyba niewiele.
Przede wszystkim, z moim kulawym wykształceniem miałem spore kłopoty, żeby w ogóle przez tę książkę przebrnąć. Zanim się przestawiłem z językowych naleciałości łacińskich na ten język zbudowany w oparciu o grekę, sporo mi pewnie umknęło.
Zanim zrozumiałem do końca zasady rządzące tym światem, umknęło mi pewnie drugie tyle. Ach, gdybym w swoim czasie zapoznał się i postarał zapamiętać Arystotelesa, wszystko byłoby o wiele prostsze. Jacek Dukaj nie tylko przeczytał i zrozumiał, ale jeszcze wykonał gigantyczną pracę wyobrażenia sobie i opisania świata rządzonego zupełnie innymi zasadami od znanych nam teraz - podobnego, a jednak odmiennego w każdym fragmencie.
Ogrom tej pracy jest wręcz porażający - kompleksowość, złożoność i kompletność tego wykreowanego świata ścina z nóg. Tylko że... no właśnie. Mam wrażenie, że jeśli mi moja mądrzejsza koleżanka Kasia, która przyznała się, że przeczytała dwa razy, nie powie o co chodziło, to nie będę się mógł pochwalić, że zrozumiałem do końca. Bo w końcu nie wiem co dokładnie zobaczył pan Berbelek, kiedy z ostatnim cięciem krzywego ostrza zrozumiał wyraz twarzy umierającego adynatosa (s. 627) - ulgę? strach? może zrozumienie? A skoro tego nie wiem, to co mam na przykład myśleć, gdy mówi: taka jest moja natura. Chcę tego, śnię o tej bitwie, to mój cel (s. 594) - czy wiedział czego chce? czy był zaskoczony? czy przyjęta forma go przerosła, czy to jemu udało się przerosnąć formę strategosa i stworzyć nową? Tyle pytań, tak mało odpowiedzi.
To zachowam sobie tylko dwa fragmenty i zaczekam na okazję do rozmowy z Kasią.
- O czym myślisz, esthlos?
- To chyba oznaka nadchodzącej starości, gdy przeszłość zaczyna zwyciężać nad teraźniejszością. - Potrząsnął głową.
Rumia zatrzymała nóż nad łososiem.
- Ja też pamiętam, tamtego roku zamarzł cały Rein, przed wyjazdem odwiedziłeś nas, esthlos, z córką i synem. Och, przepraszam.
- Abel, tak.
- Przepraszam, przepraszam, tak mi przykro.
Machnął ręką z chustą, otarł nią usta.
- Nie ma powodu, by było ci przykro. Zawsze zastanawiała mnie ta forma. Co właściwie kryje się za podobnymi wyrazami współczucia? Przecież nie współczucie, do niego zdolni są tylko najbliżsi, z którymi łączy nas podobieństwo Formy. Czy chodzi więc o pocieszenie żałobnika? Może o okazanie szacunku? Ale komu? Zmarłemu? Obcy człowiek przychodzi i mówi, jak mu przykro; podczas gdy wiem, że przykro mu nie jest. I to jeszcze w momentach takiego napięcia uczuć: po śmierci, podczas pogrzebów, całopaleń. Dziwię się, że nie dochodzi do bójek nad grobami. Właściwie - jak o tym pomyśleć - to pewnie akurat by się Ablowi spodobało, jako rodzaj pośmiertnego hołdu. Mhmmm.
Dotknęła jego dłoni.
- Po prostu chciałam przeprosić za przywołanie wspomnienia Abla.
- Dlaczego miałabyś za to przepraszać? Dlaczego miałbym unikać wspomnień o nim? Czy był zbrodniarzem, człowiekiem złym, małym i podłym?
[s. 568-569]
Wszakże kroplą, która przelała czarę, okazał się najazd demokratów. Sekta uaktywniła się w Neurgii tego lata; nie od razu uderzyli do pana Berbeleka. Skoro już jednak powzięli zamiar, nie było ucieczki przed fanatykami. Stanowił dla nich ucieleśnienie ideałów kultu, drogę do spełnienia ich szalonych postulatów. Wszak pierwszym warunkiem demokracji jest pozbycie się kratistosów; zbudowaniu prawdziwych polis stoi na przeszkodzie aristokracja. Lepiej niż Kratistobójca znali cel Kratistobójcy. Dżurdża w imię demokracji! Wyrżnie wszystkich kratistosów, przepędzi królów, odtąd rządzić będzie Lud. Skradali się pod okna kamienicy, rzucali w nie kamykami, słali listy, manifesty, petycje błagalne, skrzynie książek autorstwa starożytnych i nowożytnych filozofów, jeden bełkot. Próbowali czepiać się jego powozu, zaskakiwali go na mieście, wślizgiwali się na przyjęcia, w których brał udział, jeden przecisnął się nawet kominem, pan Berbelek go zastrzelił, gdy wariat zwalił się w palenisko. Szaleńców jednak nie wystarczy konsekwentnie ignorować. Trzy noce temu młoda demokratka podpaliła się pod oknami jego kamienicy, długo wrzeszczała, płonąc, rozbudziła pół dzielnicy. Do jakiego stopnia było to żałosne: już na samym początku sprzeniewierzali się własnym ideałom, uznając nieskończoną wyższość Kratistobójcy. Zaiste, prawdę pisał Platon: nie wszystkie książki stanowią bezpieczną lekturę dla nieuformowanych umysłów.
[s. 577]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz