niedziela, 29 listopada 2009

28.11.2009

Korzystając ze słonecznej pogody pojechali my z Maleństwem i Nikosem do Palmir, gdzie rozdziewiczyłem na głupich pstrykankach mój nowy aparat. Jak na małpkę, spisuje się akceptowalnie:




więcej na Picasie.

Wieczorem natomiast udali my się na koniec galaktyki, do Radia Luxembourg, na koncert The Bartenders i Vespy. No i, nie oszukujmy się, był ogień o mur, oporowo. Bartendersi stroili się 50 minut, grali 45, ale już Vespa zaproponowała prawie dwugodzinny set. Po pierwsze, muzyka przy której nie da się nie ruszać. Po drugie, panowie z Vespy są od wczoraj moimi prywatnymi królami konferansjerki. Po trzecie, znowu się zakochałem. Czyli jakby wszystko w porządku.

Chciałem sobie tu elegancko zembedować jakieś nagranko live Vespy, ale okazuje się, że w internetach sama chujnia. Ale wczoraj na koncercie kręcił się klip 100% na żywo żadnego udawania, więc może wkrótce.

Brak komentarzy: