poniedziałek, 30 listopada 2009

Haneke, Michael: Biała Wstążka

Technikalia tutaj: http://www.filmweb.pl/f467482/Bia%C5%82a+wst%C4%85%C5%BCka,2009

W recenzjach krytyków ochy, achy, zachwyty, orgazmy, gwiazdek tyle, że wystarczyłoby na obdzielenie generałami jakiejś całkiem sporej armii.
W kinie - 2 godziny nudy.

OK, to jest bardzo ładnie nakręcony film. Ujęcia, scenografia, kostiumy - no nie powiem, że genialne, ale na pewno bardzo przemyślane i bardzo dobre. Ale sama opowieść - ciągnie się, ciągnie, rozpływa w dygresjach, w detalach, w szczegółowo rozrysowanym tle. To, co mnie zwykle zachwyca w książkach, w kinie jest denerwujące.

Doceniam przekaz. Bardzo dobrze została pokazana tradycyjna wiejska społeczność w momencie, w którym umierają jej autorytety: baron jest śmieszny, gdy żona opuszcza go dla włoskiego kochanka; pastor jest tępy wręcz przysłowiową pruską tępotą; lekarz molestuje po kryjomu czternastoletnią córkę i znajduje przyjemność w upokarzaniu kochanki; nauczyciel jest cipą niezdolną do wypowiedzenia bez zająknięcia jednej własnej myśli. A wszyscy dookoła, w szczególności dzieci, mają te autorytety szanować - bo tak jest już świat urządzony, kropka. Trafia do mnie to niesprecyzowane a niepokojące przeczucie, że w takim opresyjnym środowisku musi narodzić się bunt. I to bunt oparty na ślepym gniewie, na potrzebie odreagowania. I że może, nie na pewno, ale może ten gniew, ta agresja, te pokłady frustracji będą miały coś wspólnego z historią Niemiec za kilka, kilkanaście czy dwadzieścia kilka lat.
Ale to nie zmienia faktu, że przez ponad dwie godziny ten film po prostu nudzi. No dobrze, ma coś ważnego do powiedzenia, no dobrze, mówi to ładnie, ale cholera, czemu nie może tego opowiedzieć odrobinkę ciekawiej?

Brak komentarzy: